Quantcast
Channel: bluszczem oplątane
Viewing all 338 articles
Browse latest View live

Pierwsze świąteczne poczynania

$
0
0

Wielkanoc już za trzy tygodnie… Czas leci nieubłaganie, niewiadomo kiedy. W tym roku z dużą rezerwą podchodzę do świątecznych dekoracji. Pewnie nic nowego nie zrobię. Będzie to pierwszy raz od bodajże trzech lat, kiedy nie wymaluję żadnej dekupażowej pisanki. Dziwnie mi z tym jakoś, ale nie mam ani weny, ani czasu. Za to zrobiłam stroik-koszyczek do żłobka Łucji.







Wykorzystałam jajka z ubiegłego roku, koszyczek i królika, które leżały zapomniane w rodzinnym domu, dekoracje wyciągnięte z bukietu, który dostałam od Męża na dzień kobiet oraz gałązki brusznicy zebrane kilka tygodni temu w lesie. Jak wicie u mnie nic się nie marnuje! A z wielkanocnych rzeczy popełniłam wczorajszego wieczoru kilka kartek, więc to nie jest tak, że się tak do końca świątecznie lenię.
Życzę Wam cudownej i słonecznej niedzieli!


Cudeńko na pocieszenie i okolicznościowe kartki

$
0
0

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie!

Dziś chciałam się Wam pochwalić, co odebrałam z poczty. Ale najpierw małe intro. Kilka dni temu wygrałam nagrodę pocieszenia w candy u Zuzy z Decu Style. Otwieram dziś paczkę, patrzę, a tam takie oto cudeńko:



Zuza, jak Ty tak wszystkich pocieszasz, to ja nie wiem… Dziękuję Ci z całego serducha!

Chciałam Wam też pokazać kilka kartek okolicznościowych poczynionych z okazji urodzi, imienin i narodzin. Wszystkie już trafiły, bądź wkrótce trafią do jubilatów i solenizantów. Wykorzystałam oczywiście prezenty od Mamy i Siostry.  







Dobrej nocy, Kochani!

Pan Mruczuś

$
0
0

Przedstawiam Wam kolejnego kota, tym razem zielonego. Powędrował do Małego Człowieczka, który niedawno zawitał na świecie. To druga maskotka, którą uszyłam na maszynie.



Muszę się Wam przyznać, że naprawdę szycie sprawia mi mnóstwo frajdy! Tylko, że to wartość wprost proporcjonalna do poziomu zdenerwowania i ilości przekleństw rzucanych pod adresem tego diabelskiego urządzenia :D
Wczoraj poczyniłam świnkę Peppę. Będzie o niej następnym razem.
Miłego sobotniego popołudnia Wam życzę!

Sensacja!

$
0
0




Sensacja! Sklonowano świnię! W jednej z wielkopolskich pracowni genetych doszło do niesamowitego wydarzenia. Przy pomocy zaczerpniętego z Internetu fragmentu kodu i wykorzystaniu innych dostępnych materiałów pewna szalona pani naukowiec znana w środowisku badaczy jako Petra Bluszcz, dokonała rzeczy niebywałej! Sklonowała znaną z brytyjskiego serialu tv świnkę Peppę! I to w dwóch egzemplarzach! Przy pierwszym, zważywszy na brak doświadczenia badaczki w podobnej materii, doszło do pewnych nieprawidłowości. Zostałe one wzięte pod uwagę, zmieniono przede wszystkim kolejność wykonania niektórych procesów. Nie bez znaczenia okazała się także wprawa w obsłudze niezbędnych urządzeń. Obie świnki mają się dobrze. Pierwsza została pod opieką córki pani naukowiec, która wprost zakochała się w niedoskonałym zwierzątku. Nie obyło się podobno bez konfliktu na linii świnia - pies. Skutkiem nieprawdopodobnej awantury pod nieobecność domowników było oślepienie sklonowanej ulubienicy dziecka. Na szczęście szybka reakcja i fachowa pomoc sprawiły, że świnka wróciła do pełni zdrowia. Drugie zwierzę, jak donosi nasze wiarygodne źródło, również trafiło w dobre ręce. 
To jeszcze niepotwierdzona informacja, ale nowa właścicielka pozwoliła Peppie spać w swoim łóżku! Byłby to kolejny dowód na fenomen świni z krzywym ryjkiem, która skradła serca dzieci na całym świecie! W tym przypadku, kiedy idzie o szczęście naszych pociech, nie ma moralnych przeciwwskazań dla kontrowersyjnego aktu klonowania pluszowych stworzeń. Jak ustaliliśmy podczas telefonicznej rozmowy z panią naukowiec, kolejne świnki powstaną już wkrótce. Może jeszcze w najbliższe święta będą cieszyć serduszka nowych właścicieli! Czekajcie na następne relacje i wyniki szalonych eksperymenów Petry Bluszcz!








Karteczki

$
0
0
Dziś będzie szybciutko. Mam anginę i gorączka mnie popołudniami dopada. Dlatego nie będę pisać za dużo, bo coś jeszcze pokręcę... Jak tylko poczuję się lepiej, to Was poodwiedzam. Tymczasem chciałam Wam pokazać karteczki świąteczne, jakie poczyniłam w tym roku. Nie jest ich dużo, bo skupiłam się na maskotkach i brakło mi czasu.




Moja Siostra zarzuciła mi ostatnio, że kartki robię niestarannie. Może i tak... Ale każdy robi tak, jak umie. Następnym razem się poprawię. 
Pozdrawiam ciepluko!

Urodzinowo

$
0
0
Dziś stuknęła mi kolejna wiosna. Ostatnia z dwójką z przodu... Nie, żebym się tym przejmowała! Piszę, żeby Wam podziękować! Dostałam od Was mnóstwo życzeń na facebooku i maili. Dziękuję Wam z całego serca! To takie ogromnie miłe! Już tradycją stała się wymiana prezentami z Anią, która ma urodziny w tym samym dniu. Przesyłka przyszła wczoraj. Zobaczcie, jakie piękności dostałam!




O tym, co ja Ani przesłałam, napiszę innym razem :)
Również wczoraj przyszła kolejna paczka od mojej Mamy (Mamo, kończy mi się miejsce w szafach!). Wśród licznych przydasi do domu i pochwały dla mojej kobiecej próżności w postaci ciuszków dostałam też kilka rzeczy ku chwale rękodzieła. Dziękuję Mamo, że zawsze pamiętasz o moich pasjach! No, to tak, jakby ta maszyna do szycia ostatnio to było mało...





Dziś rano natomiast wparowała Teściowa z bukietem pięknych tulipanów i sześcienną foremką do ciastek (dla zainteresowanych - dostępna w Kauflandzie). Eh, moja druga Mama też zawsze o mnie pamięta i to jest cholernie miłe. Wiem, że zawsze obdzwania wszystkich i przypomina, że ktoś ma imieniny lub urodziny. Taki dobry z niej duszek. Może uda mi się zrobić na święta ciasteczkowe króliczki...



Oczywiście mój Mąż również sprawił mi cudowny prezent, ale ten jest zafoliowany (dosłownie!) i nie nadaje się na tą chwilę do pokazywania. Ale wierzcie mi na słowo - to coś o czym marzyłam i sprawił mi tym ogromną frajdę!
Szkoda tylko, że Łucja była po południu bardzo marudna. Mieliśmy wspólnie iść na lody, ba! nawet już staliśmy w kolejce, ale Młoda tak zaczęła wywijać, że nie chcieliśmy się denerwować, zawinęliśmy się do auta i pojechaliśmy do McDrive na szejki :) Eh, nie można mieć wszystkiego...

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia, prezenty, a przede wszystkim za pamięć i moim najbliższym dziękuję za to, że są, bo z nimi każdy dzień jest jak urodziny :)

Pozdrawiam Was wszystkich radośnie i słonecznie, mimo wieczorowej pory!

Wesołego Alleluja!

Króliczo

$
0
0

Dziś jeszcze poświątecznie. Oto króliczek, którego uszyłam dla Ani z okazji jej urodzin. Tak się w tym roku złożyło, że to jednocześnie był prezent w wielkanocnym klimacie. Trochę uszy ma niekształtne, ale tak to jest, jak człowiek przedobrzy. Miały się ładnie układać, więc wszyłm w środek flizelinę. A jak wyszło, każdy widzi :) Królikowi towarzyszyło serduszko. 




Uciekam do zabawy z Łucją. Jest taka kochana!
Trzymajcie się cieplutko!



Majowe candy

$
0
0

Z okazji… A tam! Z różnych okazji, bo przecież można i bez, ogłaszam majowe candy! Do wygrania przede wszystkim konik na biegunach i koszyczek, ale to nie wszystko! Będzie jeszcze serduszkowa zawieszka pachnąca lawendą i z pewnością jakieś inne drobiazgi w tonacji biało-niebieskiej, bo wiecie, że ja lubię zabawy tematyczne. Losowanie odbędzie się 26 maja lub dzień później, w zależności od czasu lub jego braku.


Zasady jak zawsze: podlinkowany banerek na blogu i komentarz pod tym postem. Można dołączyć do obserwatorów, można polubić profil na facebooku (odsyłacz w pasku bocznym). Osoby nie posiadające bloga też mogą wziąć udział w zabawie, warunkiem jest pozostawienie maila. To chyba wszystko…



Pozdrawiam Was niedzielnie i słonecznie!

Blogowa absencja i pizza

$
0
0
Chyba mam całkiem niezły rezultat w moim postanowieniu noworocznym odnośnie prowadzenia bloga. Udało mi się wytrwać jakieś trzy miesiące. Ostatnio jednak bardzo zaniedbałam mój internetowy kącik rozmaitości. W naszym domu zapanowaly choróbska różnej maści. Standardowo - najpierw Łucja, potem ja. A jak się od niej zarażę, to gorączka 40 stopni i dwa dni bycia nieprzytomną gotowe. A teraz wraca atopowe zapalenie skóry i wygląda to tak, jakbyśmy dzieciaka papierosami przypalali. Wiem, że wiele z Was boryka się z podobnymi problemami, więc nie czuję się osamotniona i czuję, że na pewno sobie ze wszystkim poradzimy. Najważniejsze, że Łucja cały czas jest takim kochanym i roześmianym dzieckiem! Nawet się trochę uspokoiła i już nie psoci tak, jak jeszcze miesiąc temu. Aniołkiem - bądźmy szczerzy - raczej nigdy nie będzie, ale przynajmniej udaje, że się słucha rodziców. To tyle w kwestiach stricte osobistych.
Co do rękodzieła, to ostatnio też miałam mały przestój, ale mam i zapasy, a w głowie kilka nowych pomysłów do realizacji. Tym razem chciałam Wam pokazać przepiśnik, który zrobiłam dla mojej Szwagierki jako dodatek do prezentu na 30-te urodziny. Kolory podyktowane są wyglądem jej kuchni.




Kiedyś, przy okazji jakiejś imprezy spytałam, skąd bierze przepisy na te wszystki pyszne rzeczy, a ona na to, że ma zeszyt i przepisuje albo wkleja wycinki z gazet. Od razu wiedziałam, że zrobię dla niej przepiśmik. Nie jest tak wspaniały, jak te, które oglądałam w necie, ale cóż, nie można mieć aż tak rozległych talentów. A skoro jesteśmy przy przepisach, to chciałam się Wam jeszcze pochwalić megaśną pizzą, którą robię od niedawna.


Bałam się strasznie zrobić to danie, w sensie ciasto, bo wiecie, jak mam z ciastami. Ale skorzystałam w TEGO przepisu (x2) i... wyszło jak w pizzerii. Brakuje mi tylko pieca opalanego drewnem. Ciągle pracuję nad stroną estetyzno-wizualną, dajcie mi trochę czasu, a dojdę do perfekcji. Dodatki, to czywiście,co kto lubi, u nas to ser (duuużo sera), szynka, kukurydza, pieczarki, papryka (w innej wersji: ser, pieczarki, groszek, tuńczyk). Sekretem chyba jest sos pomidorowy zrobiony z koncentratu pomidorowego zagotowanego z odrobiną wody i przyprawami - solą, pieprzem i mieszanką ziół. Mmmmm, aż sobie znowu narobiłam ochoty na pizzę... Polecam Wam ten przepis gorąco! My już raczej nie będziemy zamawiać pizzy, bo zanim nam przywiozą, to zrobię ją sama! Pozdrawiam ciepluteńko i do zobaczenia wkrótce!

Kolejna świnia w zagrodzie

$
0
0

Do wesołej gromadki dołączyła jeszcze przed świętami. Trafiła w rączki cudownego małego chłopca. Jest to jednak chłopiec bardzo lojalny i nie zdradził ukochanego misia na rzecz Peppy, choć miłość wyznał jej po 5 minutach. A w moim serduszku zapanowała radość, bo po takich reakcjach dzieci czuję, że to, co robię ma sens!


Ta maskotka zyskała oryginalne pudełko. Kartonik po jakiejś zabawce okleiłam papierem do prezentów i dodałam kilka elementów ze świnką. Całość owinęłam folią spożywczą. Wyglądało to całkiem profesjonalnie :D A jaki miałam przy tym ubaw!
Dziękuję Wam za liczne zapisy na moje candy. Zapraszam tych, co jeszcze nie stoją w ogonku. Im nas więcej, tym weselej!

Sentymentalnie o deseczce

$
0
0

Jak ten czas szybko leci! Połowa maja już za nami! Nie mam pojęcia kiedy i jak to się stało, że Łucja już tak dorosła. W końcu ma prawie 1,5 roczku! Już tak dużo rozumie i tak wiele potrafi nam przekazać mimo tego, że nie mówi. No dobrze, oczywiście cały czas świergocze coś po swojemu. Boję się, że jak już zacznie tak normalnie, to będzie z niej prawdziwa gaduła. Patrzę sobie teraz na nią, ucinającą popołudniową drzemkę… 10 kilo skondensowanej, czystej miłości! Tak, tylko 10 kilo… Taki to nasz mały, kruchy wróbelek… Ale miało być o rękodziele przecież! Dziś  o deseczce dla bardzo wyjątkowej osoby. To moja przyjaciółka jeszcze ze studenckich czasów. We czwórkę mieszkaliśmy razem przez trzy lata. Z powodu dzielącej nas odległości widujemy się bardzo rzadko, ale uwielbiam te spotkania, tym bardziej, że teraz przyjaźnią się też nasze dzieci. Może będzie z tego jakaś pierwsza dziecięca miłość? Janek ma ponad 3 latka. Ostatnio tak pięknie opiekował się Łucją, przytulał ją i dawał buziaczki… Ale znów odbiegam od tematu. Zbierałam się i zbierałam, żeby zrobić dla Marity coś wyjątkowego. Padło na deseczkę z babeczkami i humorystycznym napisem. Nie wszystkim odważyłabym się dać coś takiego, ale na szczęście mamy podobne poczucie humoru.

Fot. Łukasz K.

Fot. Łukasz K.

W pośpiechu oczywiście zapomniałam zrobić zdjęć, więc dysponuję tylko zrobionymi przez Łukasza telefonem. Wszystko jednak widać, wydaje mi się, że nawet to, że kontury babeczek i napis poprawiłam bezbarwną konturówką 3D.
A swoją drogą, to napis „lepiej całuję niż gotuję” zupełnie nie potwierdza rzeczywistości. No dobra, może nie wiem, jak Marita całuje, ale gotuje wprost rewelacyjnie! Udowodniła to chociażby ostatnim obiadem, po którym brzuch mi pękał! Robi najlepszą na świecie mizerię (aż mi ślinka pociekła na klawiaturę!). No i nauczyła mnie przyrządzać spaghetti. Zaraz, zaraz, kiedy to było… Jakieś 8-9 lat temu! Matko, toż to prawie cała dekada!
Ale się Wam tu dzisiaj rozpisałam! Ale tak jakoś mnie na sentymenty naszło. Bo w gruncie rzeczy, co by się nie działo i jak bywało ciężko, to ogromnym szczęściem jest mieć wokół siebie kochającą rodzinę i wspaniałych przyjaciół.
Dużo słoneczka Wam życzę i do zobaczenia wkrótce!

P.S. A może ktoś złapie licznik? Tak bliziutko do okrągłych 70 000! Będzie drobna niespodzianka :D

Myszka Miki gra w guziki...

$
0
0
...a kaczorek szyje (podobno) worek, jak mówi dziecięca rymowanka. A ja niczym ten kaczorek właśnie uszyłam nie worek, lecz myszkę. Jest to maskotka rekordowa. A rekord jest nie byle jaki! Otóż przy tworzeniu tej niewinnej zgoła isotki padło więcej niecenzuralnych słów, niż przy wszystkich pozostałych razem wziętych. Zaczęło się jak zazwyczaj - "A umiałabyś uszyć Myszkę Miki? Bo wiesz, jak nie, to trudno...". A w mojej głowie się zakotłowało. "Co? Ja nie potrafię? Nie może być!". No i zgodziłam się, na swoją i Męża mego zgubę (szczęściem szyję, kiedy Łucja już śpi). Wykrój znalazłam dość szybko na bogatej w zasoby rosyjskiej stronie prettytoys.ru. Od razu zauważyłam, że nie będzie to łatwy projekt. Ale skoro podjęłam się zadania, to musiałam je wykonać. W miniony piątek siedziałam do drugiej w nocy i próbowałam dopasować do siebie elementy buźki. Wytrwale, choć pod przymusem i z pomocą wielu gróźb słownych, siedział ze mną Michał. Spasował przed północą. Ja wytrwale wrzucałam w translator opisy i dowiedziałam się w końcu, że po prostu to błąd w formie. Następnego dnia znowu usiadłam do pracy. Doprowadzona do skrajnej rozpaczy postanowiłam kroić na żywca. Tylko "twarz", bo resztę wykorzystałam z wadliwego wzoru. Potem okazało się, że mysz wyglądała, jakby zbyt długo przesiadywała w McDonald's (choć ja tam osobiście od czasu do czasu lubię przegryźć jakiegoś kurczakburgera). Niedzielę spędziłam więc na poprawkach, odsysaniu tłuszczu i zakrywaniu blizn. Pomimo tego, że w trakcie realizacji miałam wiele chwil zwątpienia, a nawet przeszło mi przez myśl porzucenie zadania, to po kilku głębokich oddechach (i drinkach), siadałam znów do pracy. Jeszcze wczoraj o dziesiątej w nocy włączałam maszynę, żeby uszyć i wymienić uszy, bo poprzednie były zbyt małe i oklapnięte.




Efektem jest całkiem fajna Myszka Miki, choć kolega w pracy stwierdził, że wygląda, jakby jej ktoś sztachetą przyłorzył w głowę. Komentarz mojego szwagra nie nadaje się do publikacji... Ja jednak, wiedząc ile pracy włożyłam w nadanie temu początkowemu niewypałowi znośnego kształtu, jestem zadowolona. Powiedzmy, że jestem. Po prostu cieszę się, że to już za mną. Nabawiłam się też urazu do disnejowskiej myszy. Podejmę się uszycia podobnej tylko na prośbę Łucji, jeśli kiedyś będzie chciała. Nikt więcej nie będzie mnie w stanie przekonać!
Tymczasem żegnam się z Wami. Pewnie następnym razem spotkamy się z okazji ogłoszenia wyników mojego candy. Chętnych zapraszam jeszcze do zgłoszeń! (link w pasku bocznym)
 

Losowanie

$
0
0


Tadam! Tadam!
Oto nadszedł dzień wyników mojego majowego candy! W zabawie wzięło udział aż 88 osób! Bardzo serdecznie Wam wszystkim dziękuję! To szalenie miłe i budujące. Gwoli formalności napiszę tylko, że 3 komentarze nie były zgłoszeniem (nie było woli wzięcia udziału w konkursie, w sensie), a 4 osoby nie spełniły wymagania w postaci zamieszczenia podlinkowanego banerka na swoim blogu. Tak, tak, odwiedziłam wszystkich, którzy zgłosili się do zabawy. Trochę mi to czasu zajęło i nerwów, bo się w trakcie tego przedsięwzięcia wieszał komputer, ale dałam radę. Muszę przyznać, że takie konkursy są wspaniałą okazją do poznania nowych blogowiczów i blogerek oraz ogromnej ilości inspirujących miejsc w wirtualnym świecie. Jeszcze raz wszystkim Wam dziękuję!

A oto już przebieg losowania: maszyna losująca jest pusta. Nastąpiło zwolnienie blokady.


Zaczynamy losowanie!



Zwyciężczynią zostaje:
Trojanda 


Z tego wszystkiego postanowiłam też wylosować nagrodę pocieszenia. Ja, a w sumie to Łucja, której losowanie się spodobało niezmiernie. Oto więc lawendowe serduszko-zawieszka powędruje do:

Sylwia Bijoux



Proszę o kontakt mailowy i podanie danych adresowych. Paczuszki powędrują do Szczęśliwców pod koniec tygodnia! 

Kartki dla Mam

$
0
0

Witam Was cieplutko i wesoło! Miałam zamieścić ten post już w poniedziałek, ale miałam taki natłok pracy w związku z jutrzejszym dniem dziecka, że po prostu się nie wyrobiłam. A pokazać Wam chciałam kartki zrobione dla naszych Mam, w sensie Mamy Grażyny i Mamy Jadzi.



Starałam się, żeby obie miały podobny wzór, ale bardzo nie lubię robić takich samych rzeczy, więc dałam inne kolory i materiały. A i nasze Mamy Kochane różnią się bardzo od siebie. Dobrze, bo od każdej możemy się nauczyć czegoś innego i naprawdę się z nimi nie nudzimy. Kochamy Was, nasze wspaniałe Mamy!



Truskawkowe ciastko

$
0
0

Wspominałam ostatnio o projektach na dzień dziecka. Jednym była Peppa, a jakże! Ale o niej napiszę kiedy indziej, bo nie chcę być monotematyczna. Dziś będzie o zupełnie nowym wyzwaniu, jakie postawiła na mojej drodze koleżanka z pracy. Spodobały się jej moje maskotki i zapytała, czy znam bajkę pt. „Truskawkowe ciastko”. Oczywiście, że znam! – odrzekłam i przewidując już kolejne pytanie uśmiechnęłam się szeroko. Niestety nie chodziło o uszycie lalki, a o torbę, najlepiej formatu A4 z wizerunkiem słodkiej bajkowej dziewczynki. „Prosta sprawa!” pomyślałam i zanim wróciłam do swojego pokoju miałam już w głowie projekt. Warunkiem realizacji było znalezienie odpowiedniego materiału. Dla minimalizacji kosztów wybrałam się do sh. Trafiłam idealnie! Bluza z grubego czerwonego sztruksu i dzianinowy sweterek w zielono-białe paski były tym, czego szukałam! Przez chwilę nie mogłam uwierzyć we własne szczęście! Ale po kolei. Na początku pomyślałam, że zrobię naprasowankę. No bo przecież to jawiło się jako najprostsze i najszybsze rozwiązanie. Ale żebym ja szła na łatwiznę? No co to, to nie! Ruszając więc na mój branżowy zjazd odbywający się na Śląsku spakowałam tamborek i torbę z kordonkami i igłami. Musiałam wyglądać komicznie w pospiesznym autobusie do Katowic wyszywając, kiedy normalni ludzie po prostu spali. Efekt był taki, że czas zleciał mi nadzwyczaj szybko, a obrazek wypełnił się w połowie. Po intensywnych trzech dniach zjazdowych wyszyłam resztę, tym razem w pociągu. Teraz efekt był taki, że wróciłam do domu maksymalnie niewyspana. Ale co tam!


Chyba było warto… Co prawda oczy dziewczynki wyszły jakieś takie przerysowane, ale okazało się, że nie będzie czasu ich zmienić, bo zgubiłam po drodze jeden dzień i na realizację projektu miałam… cały wieczór! Na szczęście w pasmanterii znów mi się poszczęściło i znalazłam wszystko to, co chciałam. Przezornie zaopatrzyłam się w najgrubszą możliwą igłę. I jeszcze dziś dziękuję za to niebiosom, bo normalna mi się złamała przy pierwszym grubszym przeszyciu. Koniec końców, tuż po północy ze środy na czwartek w ubiegłym tygodniu robiłam zdjęcia, które ilustrują niniejszy post.





I tak sobie teraz myślę, że pierdoły Wam tu piszę i rozwodzę się nad każdą rzeczą, którą zrobię, ale tak naprawdę, to w każde moje mniej lub bardziej udane dzieło wkładam mnóstwo serducha. Każde zyskuje swoją określoną historię. Mała dziewczynka, która została nową właścicielką torby nigdy się raczej nie dowie, że Truskawkowe Ciastko przejechało ze mną pół Polski, zanim do niej trafiło. I że w gruncie rzeczy powinnam podziękować jej mamie za to, że dała mi możliwość zrobienia czegoś zupełnie nowego z jednej strony i powrotu do mojej ogromnej pasji, jaką jest wyszywanie, z drugiej. Koniec końców powstała truskawkowa torba z kieszonkami i breloczkiem. Nie mogłam się też powstrzymać przed dodaniem truskawkowych guziczków!



Mam jedynie nadzieję, że udało mi się wywołać na twarzy siedmioletniej dziewczynki choć mały uśmiech. 
W tej owocowy klimat wpisuje się jak najbardziej koktajl, którym raczymy się wieczorową porą od kilku dni. Mmmm!


Pozdrawiam Was cieplutko i truskawkowo!

Serduszkowe zawieszki

$
0
0

Czerwiec w pełni. Całe popołudnia spędzamy z Łucją na zabawie, czy to na ogródku u Teściów, czy to w piaskownicy, czy – wobec kapryśnej pogody – po prostu w domu. Wieczorami siadam do swoich robótek. Ostatnio pochłaniają mnie dwa rodzaje rękodzieła – szycie i kartki. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku ciągle się uczę, ale satysfakcję mam ogromną. Ostatnio nawet podwinęłam Mężowi spodnie! Banał, powiecie, ale do tej pory zawsze prosił Babcię, albo Ciocię, a teraz mogę to zrobić sama! To dla mnie bardzo ważne, nawet jeśli to najprostsza rzecz na świecie. Bo to tak, jakbym ja prosiła Teścia na przykład żeby mi wywiercił otwór w ścianie. Są po prostu rzeczy, które małżonkowie powinni dla siebie robić i ja za takowe w naszym przypadku uważam podwijanie spodni. Możecie mnie wyzywać od kur domowych, ale co ja zrobię, że lubię dbać o Męża? A że mogę liczyć na wzajemność, to sprawia mi to podwójną przyjemność. Ale dość o małżeńskich obowiązkach. Dziś chciałam Wam pokazać serduszka z lawendową wkładką, które uszyłam niedawno. Beżowe powędrowało do blogowo-archiwalnej koleżanki Ani. Dwa białe były nagrodami w moim majowym candy. We wszystkich przypadkach transfer wykonałam za pomocą napracowanki. Zapraszam do obejrzenia kilku fotek!






Do zobaczenia wkrótce!

Mega dinozaur

$
0
0

Lubię wyzwania. To już wiecie. Jeśli chodzi o szycie, to wszystko jest dla mnie swojego rodzaju próbą sił. Z natury nie lubię porzucać pomysłu tylko dlatego, że jest nowy, czy wydaje się nie do zrealizowania. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Była Peppa, była Myszka Miki… Może nie do końca mi się wszystko udaje tak, jakbym chciała, ale w końcu człowiek uczy się na błędach. Kiedy kolega poprosił mnie o dinozaura dla swojego chrześniaka nie było opcji, by odmówić. Ale był to dinozaur nie byle jaki. Miał być określony gatunek, którego nazwy oczywiście nie pamiętam. Taki wielki, roślinożerny z długą szyją. Próżno było szukać formy na mojej ulubionej stronie, albo na stronach polskojęzycznych. Na jakiejś amerykańskiej wreszcie znalazłam. Wydrukowałam. Wtedy się okazało, że dinozaur będzie naprawdę wielki. Wykroiłam, uszyłam… A potem zużyłam wszystką watolinę, jaką miałam w domu, żeby tego dziada wypełnić. Wyszła taka oto dino-poduszka:



Udało mi się trafić w gust małego paleontologa. Dla mnie to najważniejsze. Sami wiecie, jakie dzieci potrafią być wymagające :D 
A czy Wy również przeżywaliście w dzieciństwie fascynację dinozaurami? Ja mam gdzieś do tej pory zeszyt, który przerobiłam na coś w rodzaju gazetki. Zrobiłam go jak miałam może z 11 lat. Była krzyżówka i przepisane z encyklopedii notatki, a także rysunki. Nie było Internetu, nie było pieniędzy na drogie figurki, a może nawet figurek nie było? Nie pamiętam. Radziłam sobie, jak umiałam (laptopa zrobiłam sobie z kartonu :D). Chciałabym Łucję nauczyć, że wiele zabawek można zrobić samemu, np. kuchenkę można zrobić z pudeł (widziałam bajeczną na zszywka.pl). Marzy mi się, że obie będziemy się przy tym świetnie bawić!
Pozdrawiam Was niedzielnie!


Papierowe ewolucje

$
0
0

Jako, że ostatnio było dużo okazji, postanowiłam porobić trochę kartek. A to imieniny koleżanek z pracy, a to powrót kolegi po urlopie tacierzyńskim, a to ślub kumpla. Znajoma poprosiła też o kartkę na 50 rocznicę ślubu swoich teściów. Mam więc ostatnio w domu kartkowy urodzaj. Jak już siadam do ich robienia, to powstaje kilka od razu, bo szykowania (rozkładania wszystkiego) i sprzątania jest potem co nie miara.








Wiem, że to nie są kartki jakieś specjalnie piękne, ale jak sobie patrzę na te, które robiłam jeszcze w ubiegłym roku, to widzę postęp. Między innymi dzięki Mamie, Siostrze i Szwagrowi, którzy mi co chwila podsyłają jakieś kwiatki, tasiemki, papiery, czy dziurkacze. Ostatnią taką dostawą pochwalę się Wam następnym razem, bo jeszcze nie pstryknęłam fotki.
Tymczasem Łucja właśnie szykuje się do drzemki i oglądamy „Dinopociąg”. Dowiedziałam się, że dinozaur, którego Wam ostatnio pokazywałam, to diplodok, czy tam inny zauropod. Eh, jak to się człowiek uczy całe życie! A propos uczenia się, to czytam teraz świetną książkę, ale może poświęcę na nią osobny post. Dla mnie, fanki archeologii, to prawdziwa gratka.
Miłego długiego weekendu Wam życzę!

Żelazna dziewica

$
0
0

Miało być o książce, którą ostatnio czytałam, ale doszłam do wniosku, że muszę się Wam czymś pochwalić i podzielić pozytywną energią. Wczoraj miałam zaszczyt i przyjemność być na koncercie Iron Maiden. Było po prostu rewelacyjnie! Atmosfera udzielała się już od samego wjazdu do Poznania. Potem mega korki, hot dogi na stacji benzynowej i szał radości po wejściu na stadion. Jako suport wystąpił Slayer i choć to zbyt ciężka muzyka, jak na mnie, to i tak trzeba przyznać, że dali czadu. Jedynym minusem było nagłośnienie. A może sprzęt nie wytrzymywał decybeli wytwarzanych przez struny głosowe Arai.




Tuż przed dziewiątą na scenie pojawił się Bruce Dickinson i spółka. Obserwując ich można dojść do wniosku, że chyba podpisali pakt z diabłem, bo tyle witalności nie spodziewałabym się i po osobach 10 lat młodszych od członków zespołu. Nie zabrakło największych przebojów. Szalałam przy „Run to the hills”, a śpiewane przez ponad 25 tys. gardeł „Fear of the dark” po prostu wprawiało nas w euforię. Muszę wspomnieć o świetnej scenografii zmieniającej się co chwila i efektach pirotechnicznych. Było GENIALNIE! A na koniec powrót na stare śmieci do budki z kebabem, zupełnie jak za studenckich czasów. Plus mega towarzystwo w postaci Męża i Kumpla Łukasza. Czego chcieć więcej? Pozostaje mieć nadzieję, że za kilka lat na podobne koncerty będziemy jeździć z Łucją. A teraz wybaczcie, idę odsypiać. Meeeega uściski ślę wszystkim!

Viewing all 338 articles
Browse latest View live