Quantcast
Channel: bluszczem oplątane
Viewing all 338 articles
Browse latest View live

Upolowane

$
0
0

Święta dawno za nami. Większość z nas marzy już o wiośnie mimo tego, że nawet nie było większych mrozów i śniegu… Tymczasem w sklepach wyprzedażowe szaleństwo zbliża się ku końcowi. W tym roku miałam postanowienie, by nie przesadzać z zakupami na przecenie. Kilku rzeczom nie mogłam się jednak oprzeć.
Na pierwszy ogień poszedł sweter zakupiony tuż po świętach w… Pepco.



I to za całe 29,90 zł. Zauważyłam go tydzień wcześniej, ale wtedy kosztował niecałe 5 dych i było mi po prostu szkoda pieniędzy, bo szafa pęka w szwach. Sweter niestety nie dał o sobie zapomnieć. Śnił mi się przez całą noc! Nigdy jeszcze mi się to nie przytrafiło… Kiedy więc zobaczyłam na metce promocyjną cenę, nie mogłam sobie odmówić, dodatkowo przekonywana przez Męża, że to taki milutki ciuszek, w dodatku całkiem w moim stylu. Idealnie pasuje do skórzanych spodni. Uwielbiam się w niego wtulać. Jest taki mięciutki i puchaty! Na dodatek ta gwiazda… jakże miła odmiana po wszechobecnych na ubraniach sercach. A o tym, ile razy koledzy zwracali się do mnie „gwiazdeczko”, to już nie wspomnę :D
Kolejny zakup, to srebrny jelonek. Trafiłam na niego w Kauflandzie.




Nie uwierzycie, dałam za niego całe 3,24 zł! Serio! Uwielbiam wszelkie rogacze, więc musiałam go mieć. Razem z nim przywędrowały cudne, brązowe gwiazdki  (po 0,49 zł każda) i kilka innych, świątecznych drobiazgów, ale one leżą już w pudle z ozdobami. Jelonek zostanie z nami na stałe. 
Ostatni upolowany przedmiot, to ptaszek z Home & You (4,50 zł).



Już od dawna o takim marzyłam, więc kiedy poszłam kupić prezent na parapetówkę dla bratowej, to ptaszek był dopisany do listy. Teraz siedzi sobie w stroiku i również będzie naszym stałym współlokatorem. 

Czy Wy też dałyście się w tym roku ponieść wyprzedażowemu szaleństwu?
Pozdrawiam cieplutko i życzę Wszystkim słonecznej niedzieli!


Sztuka nowoczesna

$
0
0

Dziś chciałam się Wam pochwalić prezentem, jaki sprawiliśmy sobie z Mężem na Gwiazdkę. Już drugi rok z rzędu kupujemy coś, co nam obojgu sprawi przyjemność, a na co nie moglibyśmy sobie pozwolić ot tak sobie. Poprzednio był to dysk zewnętrzny, a tym razem padło na ekspres do kawy. Długo się zastanawialiśmy – na kapsułki, czy normalny… Z wielu względów padło na kapsułki. Jak doszło do tego, że kupiliśmy Dolce Gusto, model Melody, to już czysty przypadek i zrządzenie losu.




 Po dobrych trzech tygodniach użytkowania mogę Wam śmiało powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę. Poranne cafe au lait, popołudniowe late macchiato… Mmmmm… Na dodatek można zrobić wrażenie na gościach dodając bitą śmietanę i posypując wszystko np. cynamonem lub startą czekoladą. 
Oczywiście koniecznie musiałam zakupić wysokie szklanki. Po przebiciu się przez zakorkowane miasto i wizycie w kilku sklepach trafiłam zrezygnowana do Pepco. Jakiż był mój uśmiech, gdy zobaczyłam idealne szklanki po 2,99 zł za sztukę! Do kompletu sprawiłam sobie 6 długich łyżeczek za 9,90 zł. Teraz mam zestaw idealny!


Nie no, idealnie to było, jak sobie do tej kawy zrobiłam kruche ciasteczka.


Mam nadzieję, że wasze świąteczne prezenty były równie udane :D Następnym razem będę się chwalić już moimi wytworkami. Do zobaczenia!


Petra Puszkin

$
0
0


Witajcie weekendowo :D
Była zima, zimy ni ma… Śnieg leżał całe dwa dni. Eh, wiosną (kalendarzową) pewnie będziemy jeszcze narzekać na mrozy. Ale ja nie o pogodzie chciałam przecież pisać, jeno zaprezentować moje ostatnie cośki. No bądźmy szczerzy, nie znowu takie ostatnie, bo pomalowane na transfer czekały od dawna. A mowa o puszkach po mleku Łucji. Zbierałam i się i zbierałam z ich wykorzystaniem, aż wreszcie się udało. 



Puszki pomalowałam farbą akrylową i naniosłam transfer za pomocą Transfer Glaze firmy Heritage. Służą mi teraz jako pojemniki na mąkę pszenną i ziemniaczaną. Ta metalowa łopatka, którą widzicie na drugim zdjęciu, należała kiedyś do mojej Babci. Ona też używała jej do mąki, ale jej puszka… To była prawdziwa, amerykańska puszka :D Wielka, czerwona, z jakimiś nadrukami. Co ja bym dała za tamtą puszkę! Eh… Te nasze Babcie. Czego one w kuchni nie miały…
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego wieczoru i niedzieli!

Dziaduszki

$
0
0
Wszystkim Babciom i Dziadkom składamy najserdeczniejsze życzenia zdrowia i cierpliwości oraz spełnienia marzeń!

Przeglądając jakiś czas temu zszywka.pl (szczegóły tutaj) znalazłam mega fajną rzecz - babuszkę zrobioną z plastikowej butelki, rajstop i waty. Przez kilka dni z rzędu oglądałam i zastanawiałam się, czy będę w stanie takie cudo wykonać. W myśl zasady, że nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz, postanowiłam pewnego wieczoru zabrać się do pracy. Zrobiłam. Może efekt nie jest tak powalający, jak oryginał, ale zobaczyłam przynajmniej, że się da. A potem zaczęłam się zastanawiać, po co mi taka babuszka i gdzie ja ją postawię. Olśniło mnie! Postanowiłam zrobić jeszcze dziadka i zanieść wesołą parę staruszków do żłobka, jako dekorację na Dzień Babci i Dziadka.








 Lalki przykleiłam do kawałka panelu podłogowego. Miała być ławeczka, ale czasu i sił mi brakło... Ostatnio wszyscy jesteśmy chorzy (słyszeliście o takiej cholerze, jak wirus bostoński?), W aptece jestem częściej, niż po chleb... Ale to nie post o chorobach! Wracając do meritum - Babcia Łucji, ta mieszkający w UK, nie mogłaby obyć się bez karteczki, zrobiłyśmy więc coś takiego: 



Piszę, że zrobiłyśmy, bo faktycznie Łucja mi pomagała, lub raczej próbowała wszystkiego dotykać siedząc u mnie na kolanach. Ja w tym czasie dzielnie kleiłam i składałam poszczególne elementy. Może za rok zrobi kartkę już zupełnie sama?


Babciu Grażynko! Babciu Jadziu! Prababciu Jasiu! Prababciu Zeniu! Dziadku Julianie! I Wy, wszystkie Babcie i wszyscy Dziadkowie tu zaglądający! Wszystkiego najlepszego z okazji Waszego święta!   

Walentynkowe candy

$
0
0
Chciałam Wam dziś zaproponować zabawę – walentynkowe candy. Do wygrania tildowy aniołek. Kiedy ją znalazłam, od razu sobie pomyślałam, że na pewno któraś z Was chętnie ją przygarnie. Ma na imię Lisa, o czym świadczy przyczepiona zawieszka. Pochodzi ze Szwecji. 


Lisa ma 60 cm wzrostu i uroczą, bujną fryzurę. Czyż nie jest piękna?! A te stylowe okularki… Pewnie się zastanawiacie, dlaczego jej sobie nie zostawię. Powód jest prozaiczny – Łucja jest jeszcze za mała na zabawę z Lisą, na półce jej nie postawię, bo nawet większość misiów pochowałam, żeby nie zbierały kurzu. Dlaczego więc taka śliczna lalka miałaby leżeć w ciemnej szafce, jeśli może cieszyć czyjeś serce? Z resztą kupowałam ją z myślą o Was. Oto więc jest. 


Zasady jak zawsze: podlinkowany banerek na blogu i komentarz pod tym postem. Można dołączyć do obserwatorów, można polubić profil na facebooku (odsyłacz w pasku bocznym). Osoby nie posiadające bloga też mogą wziąć udział w zabawie, warunkiem jest pozostawienie maila. To chyba wszystko… Aha, no oczywiście zabawa trwa do 14 lutego. Losowanie w dniu następnym.

 Zapraszam do zabawy!

Drzewko szczęścia

$
0
0


Od sprzątnięcia ozdób świątecznych minęło już trochę czasu. W kącie na moim sekretarzyku zrobiło się pusto. Nie mogło tak być! A że mroźne wieczory sprzyjają tworzeniu, zrobiłam sobie drzewko szczęścia. 


To ozdoba zrobiona dosłownie w 20 minut. Potrzebne mi były: styropianowa kula (pozostałość po bombkach), mech (przyniesiony jesienią z lasu), ciepły klej, doniczka z ziemią, zaostrzony na końcach patyk (przyniesiony ze spaceru z piesem) oraz sznurek i ptaszek (opcjonalnie). 


Czynności wykonane na owych przedmiotach są dość oczywiste, więc nie będę Wam tu przynudzać. Kolejna rzecz z listy rzeczy do zrobienia została odhaczona! :)




Dziś zabieram się za koty. Relacja z kociej przygody już wkrótce.
Do zobaczenia!

P.S. Czy Lisa jest aż tak okropna? Skutecznie większość z Was odstrasza od walentynkowego candy… :(

Mężczyzna, który umiał przyrządzać pstrąga.

$
0
0
Hej-hej!
Chyba jeszcze nigdy nie zamieszczałam posta tak wcześnie… Łucja wojuje już od czwartej i wreszcie wstałyśmy i przyszłyśmy na bajki, żeby Michał sobie pospał. To właśnie o moim cudownym Mężu będzie dzisiejszy wpis. A raczej o tym, jak tydzień temu przygotował i zaserwował ryby – pstrąga i szczupaka. Muszę zaznaczyć, że także wszystkie zdjęcia są jego autorstwa (no, może poza jednym; kilka pierwszych z komórki, stąd jakość).


Dla tych, którzy chcieliby zrobić fantastyczną rybę podajemy przepis:
Potrzebne będą:
- ryby, sól, pieprz, przyprawy (podobno sekretny skład, podejrzewam jednak, że po prostu na słoiczkach nie było nazw :D), cytryna, koperek, czosnek, masło, folia aluminiowa, śmietana 18%, łyżka majonezu.

1. Jeśli ryby nie wymagają dodatkowego czyszczenia, myjemy je i osuszamy papierowym ręcznikiem


2. Solimy i przyprawiamy pieprzem i innymi przyprawami, w zasadzie, co kto lubi.


3. Skrapiamy ryby cytryną, zawijamy folią i wstawiamy na godzinkę do lodówki



4. W tym czasie ugniatamy miękkie masło ze zgniecionym ząbkiem czosnku i posiekanym koperkiem.



5. Masełkiem faszerujemy ryby, zawijamy w folię i wkładamy w naczyniu żaroodpornym na 22 minuty do piekarnika rozgrzanego do 200 st. Celsjusza.



6. Przygotowujemy sos – śmietanę (ok. pół szklanki) mieszamy z majonezem, koperkiem, czosnkiem, solą i świeżo zmielonym pieprzem. Możemy przygotować sałatę, czy inne dodatki.
7. Wyciągamy rybki, odwijamy z folii i układamy na talerzu



Smacznego!

Dodam jeszcze tylko, że Michał w trakcie swoich wojaży po Norwegii nauczył się tak „rozbierać” rybę, żeby w kilku dosłownie ruchach pozbyć się ości – dla mnie to wciąż umiejętność czarno-magiczna. Ze szczupakiem się to jednak nie udało, bo jest to ryba bardzo oścista. No i w ogóle szczupak był jakiś taki… mulisty, mimo że z dobrej i sprawdzonej hodowli. Może po prostu taki ma smak. Pstrąg za to był genialny, wyśmienity i generalnie bajeczny (a musicie wiedzieć, że za rybami, to ja zasadniczo nie przepadam…)

Miłej i smacznej niedzieli Wam życzę!

Ala ma kota

$
0
0


Byliśmy ostatnio u naszych przyjaciół, którzy mają 3-letnią córeczkę o imieniu Alicja. Od dawna planowałam uszyć dla niej maskotkę. Padło na królika. Nawet już miałam formę. Okazało się jednak, że Ala woli kotki. No więc kiedy razu pewnego przeglądałam zszywkę.pl i natknęłam się na urocze kociątko, wiedziałam, że uszyję takie dla Alci. W końcu już od przedszkola uczą, że Ala ma kota. 




A królik? Królik nie ucieknie :D
Pozdrawiam Was cieplutko!

Weekendowe słodkości

$
0
0
Dziś coś dla weekendowych smakoszy słodkości – sernik pomarańczowy z białą czekoladą. Przepis znalazłam buszując po necie, o TUTAJ. Z lubością zabrałam się za pieczenie. Poniżej fotki z moich kulinarnych poczynań.















Mmmmm, wyobrażacie już to sobie? Niedzielne popołudnie, kawka, serniczek i błogi spokój? Eh, daję sobie jakieś 3 sekundy. Tyle zajmie Łucji wykrzyknięcie „mama!” i przybiegnięcie z drugiego końca mieszkania… :D A wtedy serniczek zjemy razem. I będzie to cudowniejsze niż jakakolwiek chwila spokoju! Pozdrawiam Was ciepluteńko i ściskam mocniachno w ten słoneczny dzień!

Odrobina różu nie zaszkodzi

$
0
0

W związku z tym, że jestem ostatnio mocno niedomagająca, dziś będzie króciutko i bardzo praktycznie. Chyba każda z nas miała kiedyś problem, o którym chciałam napisać – pokruszony puder w kamieniu lub róż. Nie ważne, czy pudełeczko spadło nam na podłogę, kiedy rano próbowałyśmy zamaskować nieprzespaną (z różnych względów) noc, czy może zostały nam same resztki, a do pierwszego jeszcze dwa tygodnie… Ja miałam ostatnio tą drugą sytuację. A że gdzieś kiedyś wpadł mi w oko pomysł na takie właśnie sytuacje, postanowiłam więc go wypróbować. Chodzi po prostu o to, żeby rozdrobnić jak najbardziej resztki pudru, czy różu, dodać spirytus salicylowy, dokładnie wymieszać, przełożyć do opakowania i zostawić do „ostygnięcia”. Alkohol odparuje, a nam zostanie skamieniały kosmetyk! Dodam tylko, ż wykorzystałam pozostałości różu z dwóch opakowań.
Szczegóły na fotkach:





Mój róż służy mi w dalszym ciągu, pierwszy minął, a i do następnego starczy. Myślę, że warto wykorzystywać kosmetyki do końca, zwłaszcza kiedy lubimy takie z górnej półki… Czysty zysk może to nie jest, ale za to oszczędność jak się patrzy. Tylko ile z tych oszczędności trafi na konto?


Wyniki candy

$
0
0

Witam Was serdecznie! Nadszedł dzień, w którym Lisa zyska nowy dom, a jedna z osób, które się zgłosiły – fajną towarzyszkę.


Trochę mnie zaskoczyła mała liczba chętnych, ale jak popatrzałam na inne konkursy, w których do wygrania była lalka, to zrozumiałam, że to nie przez wątpliwą urodę blondyny w papilotach. Oczywiście Lisa pojedzie do nowej właścicielki w jakimś słodkim towarzystwie.
A teraz relacja z losowania. Pomagała mi oczywiście Łucja:





Walentynkowe candy w bluszczem oplątane wygrała:


Brujita

Serdecznie gratulujemy i czekamy na adres do wysyłki!
Miłej niedzieli i cudownie pozytywnych, olimpijskich emocji dziś wieczorem Wam życzę!

Nie jestem chamska... :D

$
0
0

Wiecie, że lubię sobie czasem machnąć jakąś fajną koszulkę. Mniej lub bardziej nadają się one do noszenia publicznie, ale radochę mam z nich ogromną. Na zszywka.pl znalazłam już jakiś czas temu super pomysł - Mała Mi z genialnym tekstem. Kupiłam więc papier, kupiłam t-shirt, no i poszłam wydrukować. W trakcie koleś się skapnął, że powinien to zrobić w odbiciu lustrzanym... Ja też zapomniałam mu powiedzieć. Niestety miałam tylko jedną kartkę, bo to dość drogi interes. Nic, mówię, wrócę do domu, wpasuję napis tak, żeby się zmieścił i wydrukuję u siebie, bo to juz bez kolorów. Wracam, siadam, robię. Wyszło super. Chcę drukować, Wciskam - coś nie tak. Plik mi wcięło! Nie wiem, jak to zrobiłam! Szukam ze łzami w oczach, pod stołem Łucja się plącze, Michał wściekły na sam fakt, że ja się wściekam... No nic, skanuję to, co mi koleś wydrukował. W międzyczasie Michał mi mówi, że przecież mamy kolorowy tusz (no świetnie!) i mogłam drukować w domu. Oczywiście skala skanu nie ta... No to nic, robię na oko. Zrobiłam. Patrzymy, oglądamy. Będzie ok. Drukuję. Nie patrzę (oby było ok, oby było ok, oby było ok). K...! Nie jest! Papier do góry nogami wsadziłam. Normalnie szlag mnie zaraz trafi na miejscu! Nadrukowało się częściowo na tych "złych" napisach. A że jestem uparta i nie zrażam się niepowodzeniami, to wzięłam nożyczki i delikatnie zaczęłam wycinać literki. Dobrze, że obrazek nie musiał być w lustrzanym odbiciu... Myślę sobie, naprasuję na piżamę jakąś... Ale komisyjnie stwierdziliśmy z Michałem, że nie jest źle i mogę spróbować na normalnej koszulce. Pracuję, modlę się, zdejmuję papierek... Mega! Super! Prawie nie widać, że coś jest nie tak :) A radość jaka, że po takich ekscesach wszystko się udało! Eh... ile to się człowiek namęczy, zanim umrze... No dobra, oto koszulka:




Ciuszek powstał jakiś czas temu, a w minioną niedzielę zrobiłam sobie jeszcze bluzę. Dostałam kiedyś od Teściowej (a jej szafy są przepastne i pełne dziwów) starą bluzę po jej synach. Chciałam koszulki na jakieś plecionki, wpadło i to żółte, bezkształtne coś:


Wycięłam co się dało, naszyłam łaty na łokcie, podwinęłam rękawy i gotowe. Cieplutka bluza jak znalazł. Ostatnio ubrania z dresowych tkanin są bardzo modne, więc chyba jestem modna :D Bliza idealnie nadaje się do noszenia ze skinny jeans lub jest po prostu świetnym ocieplaczem wieczorową porą.




To by było na tyle dziś wieczorem. Mam nadzieję, że moje nowe-stare ciuszki spodobają się Wam i może będą dla kogoś inspiracją… Marzy mi się, co? 
Dobrej nocy!

Piratka?

$
0
0

Czy jest w ogóle określenie na dziewczynę-pirata? No jest! Oczywiście! Na dziewczyny-piratów można mówić „Łucja”! :D Dzieciaczki w żłobku miały dziś bal przebierańców i moja Córcia była przebrana właśnie za pirata. Stroju jednak nie zrobiłam sama – przysłała go nam kochana Babcia Grażynka. Upolowała w TKMaxxx. Łucja wyglądała w nim naprawdę uroczo i zdecydowanie zgodnie ze swoim charakterkiem.


A co to był za bal! Ile księżniczek (wśród nich nasza Jagódka w cudownej różowej sukience)! Ilu zacnych kawalerów! A pomysłowość rodziców nie zna granic. Gdybym miała dziś przyznawać nagrody, takie moje, bardzo subiektywne, to zwyciężyłby chłopiec przebrany za pająka. Odwłok miał zrobiony z czarnych rajstop, na których wymalowany był charakterystyczny krzyżak, nogawki stały się odnóżami. Wyglądało to po prostu genialnie! W ogóle cała impreza, dzieci biegające i tańczące, każde po swojemu…  Było wspaniale. Dzieci pewnie zapomną, ale dla mnie jako matki to coś cudownego, nieopisanego! Jak Lucek będzie mówił wierszyki na akademiach, to chyba z emocji zawału dostanę :D
A teraz kolejna emocjonalna sprawa: życzenia urodzinowe dla mojej Siostry. Najlepsze życzenia pod słońcem pokonujące każdą odległość!


Mam nadzieję, że wybaczycie mi dziś tą totalną prywatę :) Sentymentalna się robię i chciałam się dziś z Wami podzielić odrobiną mojego szczęscia. 
Dobrej nocy Wam życzę!

Drugie życie Melanii

$
0
0

Pamiętacie może krowy na wypasie? To moje pierwsze maskotki. Co prawda były wcześniej króliki, ale to było tak dawno… A ostatnio w rodzinnym domu znalazłam maskotki, które szyłam jako dziecko. No dobrze, krowy to moje pierwsze maskotki z polaru :D A Melania to pierwsza uszyta przeze mnie krowa. Jej właścicielką jest oczywiście Łucja. I jak na właścicielkę przystało, Melanię ślini, całuje, przytula, szoruje nią podłogę, rzuca, a ostatnio – w przypływie natchnienia – wozi w wózeczku. Nie zdziwicie się zatem, że Melania trochę ucierpiała, straciła oczy, tu i ówdzie wychodziły jej wnętrzności. Nie mówiąc już o tym jaka była brudna. Wyprałam ją więc razem ze wszystkimi maskotkami i odłożyłam na rekonwalescencję do koszyka. A to naprawiłam jej oczka, a to przeszyłam rogi w inne miejsce. W końcu doczekała się też nowych spodni – wygodniejszych i weselszych. Wisienką na torcie były trampki. Aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno temu nosiła je Łucja. Tak oto rozpoczyna się nowe życie Melanii. Aż do następnego rozprucia, prania, wybebeszenia…






Miejsce w duszy

$
0
0

A może nie w duszy, tylko w głuszy? Wychowałam się w takim i co raz częściej wracam tam myślami i sercem. Tęskno mi za hipnotyzującym śpiewem ptaków, za szumem wiatru w kominie i za trzaskającym w piecu drewnem… Może to ten wiek, kiedy człowiek pragnie od życia czegoś więcej, niż 50m2 w bloku? A może to po prostu wpływ książek, które ostatnio czytałam? Pisałam już kiedyś, że uwielbiam szwedzkie kryminały. Jak tylko wpadło mi w oczy (a może uszy, nie pamiętam) nazwisko Asa Larson postanowiłam sięgnąć po jej książki. Wpadłam, zakochałam się, rozpłynęłam w świecie wyimaginowanych podróży na północ Szwecji! Bardzo podoba mi się sposób narracji – urywany, pełen retrospekcji, kształtujący szeroki obraz bohaterów. Akcja powieści rozgrywa się w Kirunie, mieście na północy Szwecji oraz w okolicach. Większość ludzi żyje tam ciągle w zgodzie z naturą i jej rytmem. Ogólnie pojęta kultura zachodu miesza się tam z kulturą rdzennej lapońskiej ludności – Samów. W wystroju wnętrz dominują gałgankowe dywaniki utkane własnoręcznie przez panie domu i chyba każdy ma u siebie saunę, jakże inną od tych, do widoku których my jesteśmy przyzwyczajeni. Losy bohaterki, młodej i zdolnej prawniczki, schodzą czasami na dalszy plan. Po przeczytaniu dwóch części przestałam się nawet usilnie zastanawiać kto zabił, bo zakończenie i tak okazywało się zaskakujące. Bo przecież nie sztuka podejrzewać każdego, a potem powiedzieć, no tak, wiedziałam, że to on. Po prostu wolałam się skupić na opisach lasów i jezior, zorzy polarnej, czy tradycyjnej szwedzkiej kuchni. Bo czy nie chcielibyście spróbować zrzynków z renifera, brusznicy, czy kiszki norlandzkiej (cokolwiek u licha to jest!)… Powzięłam też poważny zamiar – tego lata nazbieram całe mnóstwo czerwonych borówek i zrobię z nich przetwory. Koniecznie muszę spróbować podać z nimi mięso i drożdżówki. I tak sobie myślę, czy nie cudownie byłoby te konfitury robić we własnym, drewnianym domku, pomalowanym na bordowo, z białymi okiennicami, na opalanej drewnem kuchni? Czy nie cudownie by było zasypiać, choćby w weekendy, słuchając ciszy za oknem, no, ewentualnie pohukiwań sowy? Trzymajcie za nas kciuki! Może nam się uda spełnić to spontaniczne i targające duszą marzenie!
(wszystkie zdjęcia przedstawiają okolice mojego rodzinnego domu).

















Drobiazgi

$
0
0

Jako, że nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy, będzie krótko. Oto rzeczy, które przygotowałam w prezencie – serduszko z lawendowym wkładem dla Brujity, która wygrała u mnie walentynkowe candy oraz kartki dla wujka Tadka z okazji 60-tych urodzin i mojej Siostry, której także minął kolejny roczek. Wujek jest zapalonym grzybiarzem, a kartka dla Karoli nawiązuje do pierwszych kartek, które robiła bardzo dawno temu. Zapraszam do obejrzenia fotek i życzę miłej niedzieli!








Kotki małe dwa

$
0
0

Nie było mnie tu 6 dni! To chyba najdłuższa przerwa w blogowaniu od początku roku! Wydaje mi się jednak, że jak na razie spełniam chociaż to noworoczne postanowienie i naprawdę jestem z Wami częściej. Choć ostatnio znowu niedoczas i chyba jakieś takie wiosenne przesilenie nas dopada… Dlatego rzadziej też zasiadam do robótek, a co za tym idzie – nie mam tak dużo do pokazania na blogu. Bo przecież nie będę zamieszczać postów tylko po to, żeby sobie statystyki poprawić. Ale stop! Bo zaraz zacznę się nakręcać, a chciałam się Wam pochwalić moimi najnowszymi wytworkami.

To dwa małe kocięta. Są prezentem dla przyszłych rodziców, Gosi i Marcina. Ich Franek ma przyjść na świat już w przyszłym tygodniu! Nowy członek rodziny, pierwszy płci męskiej w tym pokoleniu, ma już od dawna przygotowany pokój w kolorach niebieskim, czerwonymi i białym. Stąd oczywiście kocie umaszczenie.






Mam nadzieję, że będą miłą ozdobą dziecięcego kącika, a z czasem może nawet przytulanką. Oby Franek odziedziczył po rodzicach miłość do mruczków! 
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego weekendu!

Edit: Moje kociaki dołączyły właśnie do kociego wyzwania o TUTAJ (Dzięki Brujita!)

Wiosenne porządki czas zacząć

$
0
0
Przyszła wiosna. Ktokolwiek zwlekał z pracami w ogrodzie ze względu na kalendarzową zimę od dziś nie będzie miał wymówki. A jak już uporacie się z grabieniem, kopaniem i sadzeniem, to może przyjdzie pora postawić tu i ówdzie jakąś donicę? Najlepiej fajną. A tylko takie znajdziecie w sklepie fajnedonice.pl. Poniżej prezentuję Wam kilka subiektywnych wyborów donic, które postawiłabym w swoim ogrodzie, lub na tarasie, jeślibym jakiś miała. 

Źródło: fajnedonice.pl

Źródło: fajnedonice.pl

Źródło: fajnedonice.pl

A jak nie macie kawałka zieleni, tak jak ja, to zawsze możecie sobie sprawić boskie lustro albo latarenkę. 

Źródło: fajnedonice.pl


Źródło: fajnedonice.pl




Prezenty z Albionu i prośba

$
0
0

Dziś, tak miło przy niedzieli, chciałam się Wam pochwalić prezentami, które przybyły ostatnio do nas w dwóch ogromnych paczkach od mojej Mamy, Siostry i (mam nadzieję przyszłego) Szwagra. Sporo miejsca zajęły zabawki – dla Łucji grający piknikowy koszyk, a dla mnie, no cóż, o tym napiszę Wam innym razem, bo to coś po prostu tak wspaniałego, że zasługuje na osobne potraktowanie. Poza tym przyleciało całe mnóstwo fajnych przydasi do robienia kartek, takich jak papiery z brokatem, tasiemki, kleje, dziurkacze, nożyki do precyzyjnego wycinania… Sami zobaczcie:







Prawda, że cudowne prezenty? Eh, jak to dobrze mieć taką rodzinę, która dba o nasze hobby! Mamo, Karola, Jacek, dziękuję Wam przeogromnie! Już niedługo będę zamieszczać efekty wykorzystania wszystkich tych wspaniałych rzeczy!

A poza chwaleniem się – wybaczcie, to post bardzo egoistyczny – chciałabym Was poprosić o głosowanie na moje koty w wyzwaniu, o TU. Mają numerek 82. Głosowanie trwa jeszcze tylko kilka dni.


Miłej niedzieli i udanego tygodnia Wam życzę!

Dziewiczy Duduś Wesołek

$
0
0
Witam Was dzisiaj bardzo wiosennie!
Tym, którzy nie lubią chwalipięctwa od razu mówię, że post będzie bardzo egocentryczny. Znowu muszę się pochwalić czymś, co dostałam od najwierniejszych (zaraz po moim Mężu) fanów mojego rękodzieła. Oto obiekt moich niewypowiedzianych marzeń i westchnień - maszyna do szycia!


Dostałam ją tydzień temu i przez pierwszych kilka dni obchodziłam ją naokoło, oswajałam się z nią, budowałam nasze wzajemne relacje. Aż wreszcie, w sobotę, nasza znajomość nabrała cech fizycznych. Po tym, jak za pomocą instrukcji obsługi uporałam się z bębenkiem, nawlekaniem nici i ich owijaniem na tych wszystkich dzyndzelkach, zabrałam się za przeszycie kawałka szmatki. Poszło sprawnie i przyjemnie. Zgodnie z zaleceniami mojego Szyciowego Idola - Mamy, wyczułam pedał :) Okazało się, że owo wyczucie ma coś wspólnego ze sprzęgłem samochodowym. Bardzo szybko stwierdziłam, że co ja będę szmatki szyła, jak mogę od razu zabrać się za maskotkę. Od dawna planowałam uszyć Dudusia Wesołka. Z przepastnych internetowych zasobach znalazłam formę na świnię wcale nie dudusiową, ale z braku laku i kit dobry. No i powstał sobie Duduś, trochę anorektyczny w porównaniu z oryginałem.





A że diabeł tkwi w szczegółach, to uszyłam prosiaczkowi całkiem podobne do pierwowzoru ciuszki. No i jest sobie Duduś Wesołek - piersza uszyta przeze mnie na maszynie rzecz.

  
W kolejce na uszycie oczekuje teraz świnka Peppa. Znając zainteresowanie tą bajkową postacią i gupę odbiorczą w wieku 1-5 wśród rodziny i znajomych, różowych świnek powstanie co najmniej kilka. Hmmm, tak patrząc na peppowy model rodziny, to brakuje nam jeszcze małego Georga... Ciekawi mnie, kiedy Łucja upomni się o braciszka.

Na koniec jeszcze jedna rzecz, którą koniecznie muszę się Wam pochwalić - moje koty zajęły 38 miejsce w wyzwaniu Kot Art uzyskawszy 38 głosów (cóż za zbieg okoliczności z tymi numerkami!). Konkurencja była ogromna, a uczestników 131, więc tym bardziej cieszę się z dobrego miejsca. Przede wszystkim była to dla mnie cudowna zabawa i oooogromnie Wam wszystkim dziękuję za oddane głosy. Serce mi rośnie, jak sobie myślę, że moja praca się komuś podoba i że Wy byliście tak życzliwi, by oddać swój głos na kogoś, kogo w zasadzie znacie tylko wirualnie. Podwójne podziękowania należą się Brujicie, która mnie o tym wyzwaniu poinformowała - dziękuję Ci Kochana nawet i po stokroć!

Tymczasem pozdrawiam Was gorąco i serdecznie!
Viewing all 338 articles
Browse latest View live