Quantcast
Channel: bluszczem oplątane
Viewing all 338 articles
Browse latest View live

Candy na jesienne wieczory

$
0
0

Z okazji nadchodzącej jesieni oraz zbliżającej się drugiej rocznicy założenia tego bloga postanowiłam zorganizować dla Was candy. Mam nadzieję, że licznie weźmiecie w nim udział, mimo tego, że ostatnio zaglądam do Was tak rzadko i sama nie dołączam do zabaw. Te cukieraski będą dla mnie mobilizacją do tego, by jednak złożyć wizyty na Waszych blogach.


Do wygrania będzie kilka rzeczy, jak zawsze u mnie zebranych tematycznie. Tym razem głównym motywem jest lawenda i kolor fioletowy, a cukieraski to:

- kubek z lawendą w ślicznym pudełeczku (idealny na pyszną herbatkę)
- zakładka do książki (idealna do książek czytanych w długie jesienne wieczory)
- kaboszonki (co prawda nie fioletowe, ale zrobione przeze mnie)
- mydełko o ślicznym, lawendowym zapachu (idealne do odprężającej kąpieli po deszczowym dniu)
- perfumki Outspoken by Fergi (tak na poprawę nastroju)





Zasady jak zawsze – udział w zabawie może wziąć każdy. Warunkiem jest podlinkowanie u siebie banerka oraz zostawienie komentarza pod tym postem. Osoby nie mające bloga, a posiadające konto na fb proszę o zamieszczenie tam informacji o zabawie. Będzie mi bardzo miło, jeśli polubicie mnie na facebooku i zostaniecie obserwatorami mojego bloga, ale to nie jest konieczne, by wziąć udział w losowaniu. Oczywiście osoby anonimowe proszone są o podanie maila.

A oto jeszcze banerek do pobrania:


Na zgłoszenia czekam do niedzieli 22 września. Losowanie odbędzie się tego samego lub następnego dnia, zależnie od tego, jak mi pozwoli Łucja (która kończy jutro 9 miesięcy!)
Miłego tygodnia i pięknego, słonecznego września Wam życzę!


Jak się nie ma, co się lubi...

$
0
0

…to trzeba sobie to zrobić! Z takiego założenia wyszłam parząc na cenę gry scrabble. Pewnego piątkowego wieczoru, kiedy Michał poszedł do kumpla na mecz, a Łucja smacznie spała, mnie natchnęło i wyczarowałam naszą ulubioną grę.


Planszę narysowałam za pomocą cienkopisu i kredek, po czym nakleiłam na karton. Następnie psiknęłam lakierem w sprayu.


Klocki zrobiłam z masy solnej, a literki namalowałam za pomocą markera.


Woreczek znaleziony w odmętach szafy...


Teraz, kiedy wieczory mamy praktycznie dla siebie, często gramy. Zdarza się nam siedzieć nad planszą do północy… Pomyślicie sobie, że nie mamy co robić…

Oczywiście przy okazji klocków musiałam też zrobić dziewuszkę z masy solnej. Dokleiłam jej włosy ze sznurka i gotowe :D Dziewuszka jak się patrzy!



Tymczasem dziękuję Wam serdecznie za tak liczny udział w candy! Nie spodziewałam się takiego ogromu chętnych po zaledwie tygodniu od ogłoszenia konkursu. Bomba! Im Was więcej, tym weselej! Zgłaszajcie się zatem!

Pozdrawiam cieplutko i miłego tygodnia życzę!

Projektant z przypadku

$
0
0

Rzecz będzie znowu o tym, że potrzeba jest matką wynalazku. Działo się to tuż przed wyjazdem na urlop. Potrzebowałam krótkich spodenek. Ceny zawrotne, fasony nie takie, rozmiary… za małe :D No więc poszłam do sh z nadzieją, że tam znajdę coś odpowiedniego. Jakaż byłam naiwna! Ale przecież mnie takie małe drobiazgi nie zniechęcają. Kupiłam więc dwie pary dżinsów. A że miałam dobry dzień i pomysł na bluzkę w zanadrzu, to do koszyka wpakowałam jeszcze t-shirt i zupełnie przypadkiem lniany woreczek (a nuż się przyda).

Spodenki – nic prostszego – powstały poprzez ciachnięcie nożyczkami.


Koszulka to już rzecz bardziej skomplikowana. O ile machanie nożyczkami i malowanie wybielaczem można za takowe uznać. Najpierw obcięłam rękawy i ściągacz przy dekolcie. Potem zrobiłam nacięcia na jednym boku, które mocno rozciągnęłam.


Krok następny poczyniłam w kierunku łazienki, gdzie w środek koszulki włożyłam szklaną płytę (co by nic nie przesiąknęło). Do nakrętki wlałam odrobinę domestosa. Z istną wirtuozerią chwyciłam za patyczek do uszu i maczając w wybielaczu, niczym w inkauście, zaczęłam pisać: BORN TO BE WILD (natchnęła mnie naklejka ze sklepu Wally, o której pisałam TU). 




Efekt wygląda następująco:


W taki oto sposób zostałam posiadaczką dwóch par szortów i unikatowej koszulki. I to za całe 15 zł!

Tymczasem zapisy na moje candy osiągnęły magiczną liczbę 100. Zapraszam do dalszych zgłoszeń. Został jeszcze tydzień!

Pozdrawiam Was cieplutko i słonecznie!

Wyniki jesiennego candy

$
0
0

Oto jest! Pierwszy dzień upragnionej jesieni. Jakby za sprawą magii powrócił zapach jabłek, które jeszcze wczoraj pachniały zupełnie inaczej. Liście, szeleszcząc, szeptają do siebie pradawne sekrety. Można już dostrzec subtelną zmianę w gęstości powietrza, które już nie dygocze od letniego upału.


W tej oto cudownej atmosferze ogłaszam wynik mojego jesiennego candy. Do konkursu zgłosiło się rekordowe 139 osób! Dwa komentarze były podwójne. To wspaniałe, że bawiło się nas aż tak dużo! Bardzo Wam wszystkim dziękuję za udział  i za wszystkie miłe słowa.  Uwielbiam się logować i odczytywać Wasze pełne motywacji komentarze. Wtedy wiem, że jestem tu po coś.


Ale żeby już nie przedłużać, ogłaszam, że candy na jesienne wieczory wygrywa:

agnieszkazg

Gratuluję i proszę o dane do wysyłki na maila.

Jeszcze raz wszystkim Wam dziękuję za udział w zabawie, pozdrawiam i życzę miłej jesieni!!!

Szydełkowe refleksje

$
0
0
Coś nie mogę się ostatnio zebrać do pisania. Mam trochę zaległości do pokazania, a tu doba taka konserwatywna i nie chce się poszerzyć, choć o godzinkę. Po pracy to wiecie - obiad, sprzątanie jakieś małe i Lucek. No bo jak tu usiąść do komputera, kiedy mały rozbójnik uparcie szarżuje pod stół, między krzesła, na meble, do kuchni lub w pogoni za psim ogonem... Z resztą mam wyrzuty sumienia za każdym razem, kiedy robię coś, co mogę odłożyć na wieczór, kiedy Łucja będzie spała. Dlatego najczęściej robię pięćdziesiąt rzeczy jednocześnie. No bo przecież trzeba jeszcze pogadać z Mamą albo dać upust twórczej pasji. Książki czytam w drodze do i z pracy. Staram się wykorzystać każdy moment. Panta rhei, carpe diem... Ostatnio przytłacza mnie poczucie, że nie zdąrzę, nie zrobię wszystkiego, co bym chciała, że jestem małym pyłkiem we wszechświecie i wystarczy chwila, by już mnie nie było. W obliczu tego wszystkiego szkoda czasu na sen. Trzeba działać, trzeba kochać! Bo przecież "kochamy wciąż za późno i stale za mało"...

 Rzeczy, które dzis Wam pokazuję powstały już dość dawno, ale właśnie w niedoczasie. Zarówno kocyk, jak i pokrowiec na chusteczki zrobiłam, karmiąc jednoczesnie Łucję. Eh, gdzie te czasy, kiedy sobie spokojnie leżała na podusi, jadła mleczko i spała...  






Kocyk służy cały czas. Jako, że jest podszyty polarkiem, na prawdę fajnie utrzymuje ciepło.




Osiołek na pokrowcu powstał w oparciu o... zebrę z sukienki Łucji :D Teraz, kiedy chusteczki muszą być non stop pod ręką, ważne, żeby jakoś wyglądały. Podobają mi się drewniane pudełka, bielone, albo ozdobione dekupażem, ale zaleta szydełkowego wdzianka jest zasadnicza - Lucek sobie nim krzywdy nie zrobi.

Ostatnio wróciłam do szydełka, więc wkrótce możecie spodziewać się kolejnych wełnianych wytworków na moim blogu.

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i ciepło i życzę miłego weekendu!

Fajne donice

$
0
0

Witajcie Kochani!
Mąż mojej Koleżanki założył właśnie sklep internetowy z doniczkami, a ja chciałam pomóc w jego promocji. Same wiecie, jak to mówią, reklama dźwignią handlu :D. Sklep nazywa się nie inaczej, jak Fajne Donice (fajnedonice.pl).



Byłam, zobaczyłam i stwierdziłam, że wiele z Was może znaleźć tam coś dla siebie. Ja osobiście jakoś za kwiatami nie przepadam, w sensie one nie przepadają za mną, ale przecież nie każdy ma do roślinek dwie lewe ręce. Bo ja to taki flower-killer jestem... W każdym razie doniczek w tym sklepie bez liku i nawet w fajnych cenach. Mnie na przykład zachwyciły białe z napisami, albo z szarej gliny. 

fot. fajnedonice.pl

fot. fajnedonice.pl

Oto, co na temat swojej oferty pisze Właściciel sklepu: "Kto nie lubi otaczać się zielenią? Piękne kwiaty na parapetach i również estetyczne donice to marzenie niejednego i niejednej z nas. My pomagamy je spełnić, oferując bogaty wybór interesujących doniczek i osłonek, w których rośliny naszych klientów będą prezentowały się naprawdę zjawiskowo. Oferowane przez nas doniczki są trwałe i cieszą oko ciekawym wyglądem. Mamy szeroki wybór kolorów i wzorów, umożliwiający podkreślenie charakteru mieszkania i stylu wnętrza. Znajdzie się coś zarówno do futurystycznych pomieszczeń, jak i przytulnych pokoików. Dostępne są także donice na małe i duże kwiaty oraz na storczyki. Rośliny naszych klientów z pewnością będą się w nich dobrze czuły." (źródło: fajnedonice.pl)

fot. fajnedonice.pl

fot. fajnedonice.pl

W wolnej zapraszam do zapoznania się z ofertą sklepu. Może znajdziecie tam dla siebie jakąś... fajną donicę :D

Zaległości różne

$
0
0
W wielkim skrócie chciałam Wam dziś pokazać, co się u mnie ostatnio działo. Niestety „ostatnio” obejmuje bardzo długi okres czasu. Nie wiem, dlaczego tak Was zaniedbałam… Przepraszam jednak z całego serca i obiecuję poprawę. Tym bardziej, że wielkimi krokami zbliżają się święta i powolutku zaczynam tworzyć bożonarodzeniowe dekoracje, którymi będę się tu chwalić. Tymczasem jednak uraczę Was sporą ilością zdjęć.
Na pierwszy ogień idzie szkolenie w Toruniu – owocne zarówno pod względem merytorycznym, jak i towarzyskim. Było mi tak miło, że mogłam się spotkać z przyjaciółmi po długim czasie! Czułam się, jakbym wracała do domu.







Jako, że jesień w pełni i to ta najpiękniejsza, złota, wybraliśmy się z Michałem na grzyby. Łucja trafiła pod opiekę Babci, a my pół dnia biegaliśmy po lasach. W rezultacie nazbieraliśmy koszyk piękności. Nie omieszkałam także przytaszczyć zapasów mchu i kory brzozowej, którą już wykorzystałam…







Zrobiłam też kilka rzeczy, między innymi pudełeczko na spinki dla Łucji, czy – na wyraźną prośbę Szwagra -  pudełko na papierosy (JESTEM ABSOLUTNĄ PRZECIWNICZKĄ PALENIA!).


PALENIE SZKODZI ZDROWIU! 

PALENIE POWODUJE RAKA PŁUC I CHOROBY SERCA

Wydziergałam też od dawna odkładane żołędzie i ozdobiłam nimi słoik z ciasteczkami Łucji.



Dobrze, już dobrze! Kolejna porcja moich poczynań poczeka do następnego razu. Mam w zanadrzu dwa przepisy na pyszne dania oraz nową koszulkę :D Zatem do szybkiego zobaczenia!


Między imprezą i... imprezą :)

$
0
0

Miało być wczoraj, na szybko, w przelocie wręcz między kuchnią i... kuchnią. Pichciłam i sprzątałam od samego rana, bo mój Michał miał 30 urodziny i szykowała się dwudniowa impreza. Niestety nie zdążyłam i dziś jest na spokojnie. Jeszcze, bo niedługo muszę zacząć przygotowywać drugą część imprezy. Właśnie z okazji przyjęcia post będzie dziś kulinarny. Przepisy znalazłam buszując w Internecie. Pierwszy jest na zapiekankę (znaleziony dość dawno temu na Interii).


Potrzebne są: makaron, jaki kto lubi, brokuł, pomidory, mleko, dwa żółtka, żółty ser i przyprawy (w tym dużo czosnku). Makaron i brokuł gotujemy, pomidora parzymy i obieramy ze skórki. Wszystko buch! do naczynia  żaroodpornego, mieszu-mieszu, zalewamy mlekiem rozrobionym z żółtkami i przyprawami i posypujemy startym serem. Zapiekamy jakieś 20-30 min. Gotowe!

Następną potrawę przygotowałam w oparciu o przepis, jaki znalazłam na portalu zszywka.pl. Jeśli jeszcze tam nie byłyście, to zajrzyjcie koniecznie. Ja aż musiałam sobie w zeszyciku pozapisywać, tyle tam inspiracji! 




Ale wracając do przepisu, to potrzebne będą: chlebek (nie za duży), masełko czosnkowe (to mój dodatek), pomidor, szczypiorek, kabanos (to też mój wymysł) i żółty ser. Chlebek kroimy w kostkę, ale nie do końca, żeby wszystko sie trzymało razem. Powstałe... hm... "szczeliny" smarujemy masełkiem czosnkowym, upychamy w nich pomidory i kabanosa, posypujemy szczypiorkiem i żółtym serem. Zapiekamy. Rewelacyjny pomysł na kolację!

A tymczasem dziś w menu schab ze śliwką, karkówka w marynacie z coca-coli, sałatki, zapiekanka z serem feta, deski serów i wędlin... Dobrze, że większość czeka w lodówce od wczoraj :D Tymczasem pochwalę się Wam dekoracją stołu:




 A jako, że menu takie obfite, to na deser zaserwuję Wam moją ostatnią, niegrzeczną koszulkę.


Powstała w podobny sposób, jak ta tutaj. Tym razem pocięte paseczki zaplotłam, a napis z przodu, no same widzicie... Taki sam miała na t-shircie Lisabeth Salander w Dziewczynie z tatuażem. Co prawda nie wiem, czy wyjdę gdziekolwiek w tym ciuszku (ha, pewnie na spacer z Luckiem :D), ale bardzo, bardzo chciałam taką właśnie koszulkę mieć.
Dobra, uciekam już poratować się kolejną kawą, a potem na spacer z Łucją łapać promienie słońca. Trzymajcie się cieplutko! Do zobaczenia wkrótce!


Merry… autumn?

$
0
0

Na początek, w imieniu swoim i Męża, bardzo serdecznie dziękuję Wam za wszystkie życzenia z okazji jego urodzin! Jesteście kochane!!! Dziękujemy z całego serducha! 

Tymczasem jeszcze nie ma listopada, a tu już pojawiają się wszędzie bożonarodzeniowe ozdoby... No cóż, takie prawa rynku i marketingu :D Ja, ze względu na to, że tym razem pracować mogę tylko wieczorami, także zaczęłam wcześnie. Na pierwszy ogień poszły wieńce oraz mały, "testowy" renifer, dziś tylko w ramach dekoracji (brakuje mu spodni).






Bazą do wianków jest druciane kółko owinięte gazetami. W pierwszym wykorzystałam materiał zakupiony okazyjnie w Kauflandzie za bodaj złotówkę, liście laurowe oraz orzechy laskowe. Drugi, przy którym nakleiłam się trochę, to zlepek orzechów włoskich i laskowych, mchu, liści laurowych i brzozowej kory. Muszę go popoprawiać, bo gdzieniegdzie prześwituje gazeta... W planach mam jeszcze kilka podobnych wianków, renifery (na bazie krowy :D), choineczki i oczywiście dekupażowe bombki. Eh! Ale będzie pracy i radości tworzenia!
Na koniec chciałam Wam pokazać, jaki cudny prezent zrobiła nam nad Kaliszem natura dwa dni temu:



Buziaki Wam ślę wirtualne!

Gwiazdka ze sporym wyprzedzeniem i pewien zielony ogr…

$
0
0

Dziś będę uprawiać chwalipięctwo. Mianowicie będę się chwalić prezentami, które dostaliśmy w ostatnim czasie. Na pierwszy ogień idzie przepiękny haft – metryczka, który Łucja dostała od mojej Siostry. Karola zrobiła jeszcze podobną dla Jagódki, ale niestety nie obfociłam… Haft krzyżykowy ciągle pozostaje dla mnie nieosiągalnym, dlatego z radością podziwiam dzieła mojej Siostry i wiem, że w kwestii rękodzieła się uzupełniamy :D



Następnie pochwalę się fajną doniczką ze sklepu fajnedonice.pl. Miało być bez prezentów i z dobrego serca, ale oczywiście Mąż Koleżanki nie wytrzymał i musiał mi jedną podarować. Pisałam Wam o mojej awersji do kwiatów. Jest od tego mały wyjątek – fiołek od mojej Siostry. Rośnie i kwitnie nieprzerwanie (czy to możliwe w ogóle?). Doniczka podpasowała fiołkowi akuratnie, a i hasło na niej jest w zgodzie z roślinką.



Przyszła kolej na bardzo obfite podarki.  I już możecie się domyśleć, że to od mojej Mamy. Prezentowane przedmioty to tylko niewielka, acz chlubna reprezentacja 40-kilowej paczki.


Któż lepiej, jak Mama wie, co mi w duszy gra? Wszystko pasuje do mnie idealnie – lawenda, łyżeczki (chyba jeszcze nie pochwaliłam się Wam moją kolekcją…), kropkowy dzbanuszek (brakuje mi już miejsca w kuchni!), czy srebrna szkatuła (zakupiona pewnie na wyprzedaży samochodowej). Mamo, wiem, że tu zaglądasz, więc dziękuję Ci bardzo, bardzo!






A na koniec chwalę się ogrem z tytułu posta – wczoraj pierwszy raz upiekłam shrecka. Skorzystałam z TEGOprzepisu. Nie raz pisałam Wam o tym, że ja + pieczenie ciast = katastrofa. Tym razem bez kuchennej apokalipsy się obyło, ale wyłapałam doła po tym jak wyciągnęłam biszkopt z piekarnika. Okazało się, że nie urósł ani o minimetr! Reszta jednak wyszła bez zarzutu i ciasto wygląda, jak z obrazka.


Swoją drogą, macie jakiś niezawodny przepis na biszkopt? Ja robiłam to ciasto setki razy, ale byłam wtedy dzieckiem i mieszałam tylko składniki, które dodawała Mama. Znam zatem technikę, ale nie pamiętam składników…

Na koniec chciałam podziękować za wszystkie prezenciochy! Każda rzecz z osobna i wszystkie razem sprawiły mnie i moim najbliższym ogromną radość :D A teraz już kończę i zmykam szyć choinki (tym to już pochwalę się w następnym poście).
Miłego tygodnia Wam życzę i do zobaczenia!

Cuda wianki

$
0
0

 Witajcie w to piękne, niedzielne przedpołudnie (choć dla wielu z Was pewnie wczesny poranek). My nie śpimy już od czwartej, ale to nie nowość. Tak mamy prawie co dzień… Dziś prezentuję Wam porcję kolejnych wyrobów świątecznych.
Na początek choinki. Wzór znalazłam oczywiście na zszywka.pl, ale pomysłodawczynią jest wspaniała artystka Elena Kogan. Patrząc na jej prace można się przenieść w zupełnie inny świat.





Jako podstawę w swoich choinkach wykorzystałam słoiczki po obiadkach Łucji. 

Wianki to już twory spontaniczne. Osobiście najbardziej podoba mi się ten niebieski, choć jest trochę prozaiczny. Ten czerwony wykonałam ze starych skarpet, a ten z papierowymi zwitkami powstał nie dalej, jak dwie godziny temu. Wreszcie przełamałam swoją awersję do wykorzystywania do prac starych książek! Inna sprawa, że ta była o teorii prawa, była niekompletna i praktycznie trafiła już do kosza. Myślę, że ofiarowałam jej drugie życie.






Na koniec zdobycz – zestaw kaletniczy. Upolowałam go wczoraj w Lidlu za całe 19,90! Marzyłam o takim, więc nie zastanawiałam się ani chwili!


Wybaczcie, że nie będę się rozpisywać, ale Łucja czeka, aż się z nią pobawię. Nadmienię tylko szybko, że właśnie uczymy się chodzić (w czwartek w żłobku przeszła 3 kroczki sama!), mamy już 6 ząbków i znamy jakieś… 10 słów, głównie powtarzające się sylaby (mama, tata, czy kaka – co oznacza kaczuszkę). Poza tym musicie wiedzieć, że nasz kochany Lucek rozrabia niczym pijany zając w kapuście. Nawet moja Teściowa stwierdziła, że lepiej zajmować się trzydziestką dzieci w żłobku, niż jedną Łucją :D Ja nie wiem, po kim ona taka temperamentna…

Miłej niedzieli i udanego tygodnia Wam życzę!!!

Konkurs u Gabrysiowej Mamy

$
0
0
Witajcie!
Niedawno zostałam poproszona o zasponsorowanie nagrody w konkursie na bożonarodzeniową kartkę, który zorganizowała Gabrysiowa Mama. Oczywiście się zgodziłam, ale nie tylko ja... Nagród jest bez liku! Po szczegóły zapraszam TUTAJ.


A oto, co ja ufundowałam, renifer Tymek i imienna bombka:


Zapraszam do wzięćia udziału w konkursie!

Tymek i Zbynio

$
0
0

Dziś przedstawiam Wam dwa renifery, które zawitały do mnie z okazji zbliżających się świąt. Pierwszego mogłyście już zauważyć, to Tymek w czerwonym sweterku (dorobił się wreszcie spodni). Tymek jest dość mały, ale bardzo kochany. Ma większego kumpla, Zbynia. Zbynio powstał na bazie krowy, ale jest rogaczem pełną gębą, a raczej pełnym porożem.






A tak na serio, to Zbynio ma sweter z rękawa mojego starego swetra, a do wykonania bucików posłużyłam się zestawem kaletniczym, którym się Wam niedawno chwaliłam. Oba reniferki uszyłam w 100% ręcznie, w sensie bez użycia maszyny. Trochę to zajęło, ale myślę, że było warto.
Tymek będzie nagrodą w konkursie u Gabrysiowej Mamy, razem z tą oto bombką:



 Na koniec muszę się Wam czymś pochwalić. Od jakiegoś czasu biegam sobie, tak wiecie, rekreacyjnie. Namówił mnie kolega z pracy. Idąc, a raczej biegnąc za ciosem (oraz znowu za namową kolegi), postanowiłam wziąć udział w zawodach Ostrowska Jesień Biegowa na dystansie 5 km. Trochę się obawiałam, bo zdrowie mi szwankuje i mam kontuzjowane… no w zasadzie mam kilka kontuzji… Okazało się jednak, że poszło mi całkiem nieźle. Nie no, skończmy z tą fałszywą skromnością! Poszło mi znakomicie! Pobiłam swój rekord życiowy (00:28:15) i zajęłam 12 miejsce wśród kobiet i 42 w kategorii open na 78 startujących! Jestem bardzo zadowolona, bo absolutnie się takiego wyniku nie spodziewałam. A oto i medal:


Zachęcam Was do aktywnego wypoczynku! Naprawdę warto, nawet jeśli nie dla osiągnięć na zawodach, to dla samych siebie. Ja po takim kilkukilometrowym biegu dostaję tak niesamowity zastrzyk energii, że jestem w stanie góry przenosić!
Do zobaczenia wkrótce!

Dzień pluszowego misia

$
0
0

Dziś wyjątkowy dzień dla wszystkich Dzieci. Święto mają bowiem ich Przytulanki, często najlepsi przyjaciele. W wielu żłobkach i przedszkolach dzień ten jest obchodzony wyjątkowo uroczyście. U Łucji na przykład każde dziecko miało przynieść swojego pluszaka. Rano przed drzwiami wszyscy mogli przytulić się do wielkiego misia, który radośnie machał łapką i pozdrawiał maluchy. Postanowiłam, że Lucek będzie wyglądał wyjątkowo. Uszyłam jej zatem z polarku majteczki z ogonkiem i opaskę z uszkami. No bo w końcu to też taki nasz mały Misiaczek (już prawie roczny, 9-kilowy).




Wiecie, jaki mam stosunek do pokazywania zdjęć dzieci w Internecie. Tym razem musiałam jednak trochę nagiąć swoje zasady, bo „kostium” po prostu sobie leżąc nie prezentuje się nawet w połowie tak dobrze, jak na modelce. Tak więc na fotkach możecie zobaczyć tył mojego kochanego szkraba. Prawda, że jest już duża?
Dziś żegnam się już z Wami życząc wszystkim miłego wieczoru i całego tygodnia!

Pod znakiem krowy...

$
0
0

Witam po długiej przerwie! Choruję ostatnio na ciągły niedoczas. Z czegoś musiałam zrezygnować i padło na prowadzenie bloga, niestety. Bardzo Was za to przepraszam! Mam nadzieję, że uda mi się wygospodarować jeden wieczór na nadrobienie zaległości. Dlatego ani nie komentuję, ani nie biorę udziału w organizowanych przez Was zabawach... Ale żeby nie było! Mam oczywiście powody tego zaniedbania. Oczywiście moja kochana Łucja :D W miniony poniedziałek skończyła roczek!


Ciągle uczy się chodzić i nie ma dla niej miejsc niezdobytych. Ostatnio wchodziła na przykład do pralki... Ma już osiem ząbków, idą następne. Rozwija się, jak każde zdrowe dziecko, z dnia na dzień. Muszę się Wam pochwalić, że podczas "roczkowej wróżby" sięgnęła najpierw po młotek, a następnie po kordonek. Wiecie co to znaczy? Że wda się w mamę i będzie majsterkować i szyć i w ogóle będzie kreatywna! Albo też zostanie np. inżynierem i będzie dorabiać jako krawcowa :D Wierzycie w ogóle w te przepowiednie? Tymczasem w mojej pracowni wrze! Szyję właśnie następną krowę, a w planach mam jeszcze dwa renifery i... świnię. Dudusia Wesołka konkretnie. Na razie powstała Jadzia.




Imię wcale nie pochodzi od mojej teściowej. Po prostu szyjąc maskotkę w głowie powoli kształtuje mi się jej obraz i charakter, no i imię jakoś tak samo przychodzi. Jadzia będzie prezentem dla zwariowanej dziewczynki. Bianka natomiast powędruje do małej modnisi.




Dorabiam też konsekwentnie bombki.





Dwie pierwsze trafiły już do żłobka Lucka. Jak widzicie, moje dziecko jest w grupie o wdzięcznej nazwie "Biedronki".




Dwie następne będą dłuuuuuugo oczekiwanym prezentem (dwa lata temu się nie wyrobiłam, rok temu nie miałam w ogóle czasu, więc teraz zrobiłam ze sporym wyprzedzeniem). Może uda mi się jeszcze jakieś wymalować? Dziś niczego nie mogę być pewna. Wszystko zależy od tego, jaki Łucja będzie miała akurat humor i czy nie rozrzuci mi w napadzie euforycznego szleństwa pędzelków po całym domu. Taki to mały rozbrykany diabełek! Żegnam się z Wami w wesołym nastroju i z życzeniami miłego tygodnia!

Bombki i informatycy

$
0
0

Święta co raz bliżej... W tym roku wcześniej niż zwykle postanowiliśmy ubrać choinkę. Następnym razem na pewno Wam wszystko pokażę. W pracy też  już od kilku dni panuje świąteczna atmosfera. Przynajmniej w naszym pokoju.


Nie wiem, czy już Wam kiedyś pisałam, ale biuro dzielę z dwoma informatykami. No właśnie, to wcale nie biuro, a magazyn sprzętu komputerowego! Nie winię moich kolegów, w końcu to tylko mężczyźni... Dla nich zamiast lampek mogły by migać diody w stacji dysków (choć muszę Wam powiedzieć, że to nie są stereotypowi informatycy, ot całkiem normalni ludzie... :D dlatego, nawet jak któryś się dowie, co tu napisałam, to na pewno nie będą mi tego mieli za złe, prawda chłopcy?). W tym roku postarałam się, aby świecidełka odciągnęły choć trochę uwagi od wszechobecnego, oczywiście twórczego nieładu. Przytargałam z domu trochę bombek i łańcuch i powstała taka oto dekoracja:



Niestety fotki robiłam telefonem, więc przepraszam za jakość. Powstały też kolejne bombki, tym razem dla wielbicielki brokatu, kibica Barcelony oraz ich rodziców.








Muszę się Wam przyznać, że z dekupażem mi ostatnio nie po drodze. Znudził mi się. Wolę minimalistyczny transfer zamiast kolorowych kwiatków itp. Widać to niestety w moich tegorocznych bombkach. Za nic w świecie nie mogę się zmusić do wymyślenie czegoś oryginalnego i niebanalnego. Wszystko jest takie... odtwórcze. No i brak mi staranności. Może dlatego, że maluję przeważnie dopiero kiedy Łucja zaśnie, a wtedy jestem już bardzo zmęczona. A może nie wkładam już w swoją pracę tyle serca, co kiedyś? Stawiam jednak na zmęczenie tą  techniką, bo przecież krowy wychodzą mi całkiem niezłe. Ostatnio jedynie miałam już taką zaćmę w głowie, że przyszyłam jedną nogę w dobrą stronę, a drugą odwrotnie. No i rzuciłam to w cholerę i poszłam ochłonąć, a mój kochany Mąż w tym czasie wypruł to nieszczęsne kopytko i mogłam zabrać się do pracy jeszcze raz, na spokojnie. Kończę na dziś i lecę spać, choć jest dość wcześnie :) Trzymajcie się cieplutko i miłego tygodnia!


takie tam świąteczne…

$
0
0
Bożonarodzeniowe szaleństwo w pełni! U mnie już prawie wszystko gotowe, na szczęście. Chciałam Wam pokazać moje ostatnie świąteczne poczynania – garść kartek, masosolne reniferki (pierwowzór znalazłam na zszywka.pl) oraz wianek. Wybaczcie, że nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że teraz, kiedy będę miała trochę wolnego, odwiedzę Was ze świątecznymi życzeniami. Do zobaczenia zatem! Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć.

















W ten świąteczny czas...

$
0
0

...chciałabym zaprosić Was do mojego mieszkanka, pachnącego babką cytrynową i czekoladowym ciastem, pełnego iskrzących się światełek, cicho rozbrzmiewających w kątach kolęd, szczęścia, ale też trosk. Usiądźmy na chwilkę przy choince, choćby takiej wirtualnej i podzielmy się opłatkiem, życzmy sobie wszystkiego najlepszego na Święta i na czas po nich… na całe życie. Niech będzie ono radosne i pełne miłości, stawiające wyzwania i dające spełnienie. 


Stroik niekoniecznie świąteczny...

Nasza choinka, od kilku lat nizmiennie biało-zielona.
W tym roku dosiadły się na nią dwa zielone ptaszki.

Pozytywka Łucji z ubiegłego roku... Dziś jest
już druga jej gwiazdka z nami...

Tak zapakowałam prezenty dla Dziewczynek :)


Kuchenne okno z muchomorkami.

Choinka przywieziona przez Michała ze
świątecznego jarmarku w Monachium.

Bazie w dzbanku zostały mi po Wielkanocy...

A na baziach... cudowne serduszka od Ani!

Przedpokój przystrojony kartkami i wiankiem.

Choineczka sprzed... hm... jakichś trzech lat :)



Dzwoneczek od Maggi z ubiegłego roku.

Zapraszam w moje skromne progi!

Wesołych Świąt!

Z Nowym Rokiem...

$
0
0

…nowym krokiem, jak to mówią. Dlatego jestem gotowa! Dziś na to, by zacząć wypełniać jedno ze swoich noworocznych postanowień – więcej blogować.


Mam więc cały imbryk pysznej herbaty, kilka ciastek (nie oszukujmy się – już zjedzonych), no i coś przecudownego, czekoladę Milka Chocko & Biscuit (mmmm!), Mąż zabrał Łucję na spacer, a w tle leci przepiękna muzyka z pierwszej części Władcy Pierścieni… To wymarzony moment, by wreszcie, po długiej przerwie Was odwiedzić. 
Gotowa też jestem na wszelkie wyzwania, jakie 2014 rok nam przyniesie. Po doświadczeniach ostatnich dwóch, trzech lat nie ma dla mnie rzeczy nie do pokonania. Poza oczywiście tymi ostatecznymi, ale o tym przecież nikt nie chce zawczasu rozmyślać. Dlatego też póki co moszczę się wygodnie na krześle. Uważajcie! Przybywam!  

Renia

$
0
0

Jeszcze chyba w listopadzie Przyjaciółka poprosiła mnie o dwa renifery, dla synka oraz dla bratanicy, Zuzi. Dzieci miały je dostać na święta. Do Jasia trafił Zbyniu, o którym Wam już pisałam. Chłopiec podobno się z nim nie rozstaje, nawet śpią razem. Renifer został też przechrzczony i teraz nazywa się Bosy Antek. Dla dziewczynki uszyłam natomiast Renię. Chociaż w sumie, to do tej pory nie wiem, czy maskotka trafiła do Małej, bo Przyjaciółka stwierdziła, że szkoda, żeby się Renia ze Zbyniem, przepraszam, Antkiem, rozstawała… W każdym razie reniferzyca powstała w ostatniej chwili przed terminem odbioru. Zaopatrzyłam ją w fikuśne spodnie, modny sweter z obfitym golfem oraz prototypowe butki. Jak Wam się podoba Renia?










Viewing all 338 articles
Browse latest View live